środa, 29 maja 2013

F*** it, let's go to New York! MUFFINY BANANOWO - KAWOWE

F*** it, let's go to New York! MUFFINY BANANOWO - KAWOWE 

NYC jest moja dzisiejsza inspiracja (poza tym, obejrzalam swoje zdjecia z Sopot Slow Food Festival i po miesiacach na RAW, wyglada na to, ze mozna jedynie wnioskowac, na podstawie tego, w ktorym kierunku trzymam noz; czy moj to biust, czy moze lopatki). Ewidentnie cukier prosty przyjety raz na jakis czas, krzywdy mi nie zrobi)

Zatem w oczekiwaniu, az wszyscy wyjada na kolejny przedluzony weekend (i nikt nie zauwazy, co wysmarowalam na temat gotowania na molo) dziele sie z Wami przepisem na MUFFINY BANANOWO - KAWOWE z gorzka czekolada (nie sa w najmniejszym stopniu RAW). Prosto z cukierni na Brooklynie. Przepis troche zmodyfikowalam; w oryginale jest wiecej cukru i masla. Oraz mniej kawy. Jest tez widok na Dolny Mannhattan, ale jak sie nie ma co sie lubi..

Ten przepis wymaga rozpuszczalnego espresso***, ktore daje bananom dodaje niespodziewana wytrawnosc kawowego smaku. Idealne na sniadanie (wtedy najlepiej upiec je wieczor wczesniej,- utrzymuja zapach, a smak bananow intensyfikuje sie po kilku godzinach "lezakowania". Zanim zaczelam prowadzic ten "blog" nawet nie zdawalam sobie sprawy, ze mam tak bogaty zasob slow;)

CZEGO NAM POTRZEBA?
4 dojrzale, sredniej wielkosc banany
1/4 szklanki brazowego cukru (ale moze byc wiecej, w zaleznosci co kto lubi. Ja wole wersje mniej slodka)
1/2 kostki malego masla
1/4 szklanki pelnotlustego mleka (ale 2% tez sie nada)
1 duze jajko
1,5 do 2 szklanek maki pszennej.
4 duze lyzki rozpuszczalnego espresso
1, 5 lyzeczki sody oczyszczonej
1 lyzeczka soli
1 szklanka czekoladowych, gorzkich groszkow, badz drobno polamanej, gorzkiej czekolady

Rozgrzewamy piekarnik do 180C.
W misce rozgniatami banany, dodajemy do nich cukier, maslo, mleko i jajko.

W drugiej misce, mieszamy przesiana make z espresso, soda i sola.
Do miski numero dos, dodajemy zawartosc miski numero uno. Miksujemy, badz mieszamy na jednolita mase.
Dodajemy czekoladowe groszki.

Forme do muffinow, wykladamy papierowymi papilotkami i kazda z nich, zgodnie z przepisem nowojorskim - wypelniamy do mniej wiecej 3/4 wysokosci. Ja sie wylamalam i wypelnilam po brzegi, dzieki temu muffin podczas pieczenia nabiera ksztaltow Pudziana;)
Pieczemy przez ok 20-30 minut w temperaturze 180C.
Muffiny sa gotowe, gdy wbity w nie drewniany patyczek wychodzi suchy ( i cieszymy sie ze jednak NIE JEST to Pudzian, bo pewnie by nam tego nie puscil plazem) , a nie oklejony skladnikami.
Wtedy wyjmujemy blache z piekarnika i czekamy kolejne minuty (15-20) az muffiny przestygna. Wyjmujemy z foremek i ustawiamy na czyms co nazywa sie "cooling rack", ale nie przesadzajmy. Nie jestesmy profesjonalnymi cukiernikami - zwykla suszarka do naczyn tez sie nada;)

Z podaneych skladnikow otrzymacie ok 12-14 muffinow, mozna je przechowywac do dwoch dni.


***rozpuszczalne espresso, badz jak niektorzy mowia eKSpreso, to nie to samo co espresso poranne, zaparzane w ekspresie cisnieniowym. To pierwsze- w przeciwienstwie do tego drugiego - natychmiastowo rozpuszcza sie w goracej wodzie, zamiast dac sie cisnieniowo zaparzyc i zabulgotac.
Jest dostepne w wiekszosc supermarketow.

czwartek, 16 maja 2013

zrob sobie loda



Lody.
Taaak. WIEM.
Jak to ktos juz powiedzial - nikt nie da Wam tyle, co CLNG Wam naobiecuje;)
Zeby nie przeciagac, bo i tak przegielam i jak tylko podziele sie tym przepisem,to ide sobie posypac glowe popiolem.

Lody sa weganskie,a wlasciwie witarianskie, czyli RAW. Zero cukru, jajek, smietany.
Nigdzie nie idzcie!
Dajcie mi do konczyc, zamiast sie z obrzydzeniem marszczyc, ze bleeeee, bez cukru i smietany?!
Ich baza sa dojrzale banany. Najlepiej takie bardzo slodkie, co to im sie juz na skorce pojawiaja male piegi (ale tez nie takie, jakie kiedys znalazlam jako powitalny posilek w pewnym barcelonskim mieszkaniu. Byly czarne. I to wcale nie bylo tak jak z czarna sola, ze niby rarytas). No w kazdym razie CZEGO NAM POTRZEBA ?

banany 3-4 sztuki duze
mrozone/swieze owoce insze, czyli truskawki (do lodow truskawkowych), jagodowe (do jagodowych), malinowe (zgadnijcie do jakich?).
maslo orzechowe (nie musi byc RAW, wazne zeby nie bylo solone)
orzechy
swieze owoce do przybrania
syrop z agawy

malakser badz reczny blender dla silnych i odwaznych (to akurat z doswiadczenia wiem - chwila nieuwagi i owoce odlatuja tanimi liniami na sciane. Cos jak last minute, z ta roznica, ze miejsce, ktore wybraly sobie na te swoiste wakacje, to nie Malediwy, a biala sciana;)

Banany kroimy w kawalki, wrzucamy do malaksera, dodajemy mrozone owoce (wedle gustu - jak ktos chce truskawkowe, to takie tam wrzuca. jak ktos chce insze, to wrzuca insze. O orzechowych napisze osobno).
Odpalamy blender i on juz wykonuje cala robote. Jesli wolicie lody slodsze, to polecam dodac syrop z agawy (szczegolnie w przypadku lodow jagodowych).
I tyle. Finito! Potem przekladamy cala mase do pudeleczka z pokrywka i wstawiamy do zamrazalnika. Co prawda, ci bardziej niecierpliwi moga od razu te lody jesc, ale wedlug mnie, zeby nabraly odpowiedniej tekstury i konsystencji, trzeba je zamrozic.
I jedna uwaga -- po wyjeciu ich z zamrazalnika, trzeba odczekac z dobre pol godziny, zanim bedzie mozna wbic w nie lyzke. Szczegolnie dotyczy to lodow, ktorych dodatkiem sa mrozone owoce.
Natomiast LODY O SMAKU MASLA ORZECHOWEGO (osobiscie moje ulubione) robi sie podobne, tylko zamiast owocow, dorzucam 5-6 duzych lyzek maska orzechowego i drobno pisiekane orzeszki.
Dobre sa takze lody bananowe z bakaliami i wanilia.
Tu najlepszy jest fristajl. Co tam komu w duszy gra.
Nastepne ktore bede robic to czekoladowe, na bazie bananow i surowego (RAW) kakao. Z kawalkami RAW czekolady.



Gdy lody sa juz zamrozone (ale nie na tyle ze mozna nimi przybijac gwozdzie do sciany), przekladamy do kubeczkow, miseczek, bezposrednio do wlasnej paszczy (ale tu akurat jedyna praktyczna metoda bylaby ta ja Mr. Bean i jego picie porannej kawy, nie wiem czy ktos pamieta?).
Lody mozna udekorowac suszonymi owocami (figi, daktyle, rodzunki etc), badz swiezymi - bo wreszcie zaczynaja sie pojawiac (nawet jesli sa to podrozujace na podwoziu TIRa hiszpanskie truskawki). Mozna tez polac je "czekolada'.
CZEKOLADA:
syrop z agawy, badz syrop daktylowy
kakao.
Et voila!
Dajcie znac jesli ktos z Was zrobi sobie lodzika;)

poniedziałek, 13 maja 2013

kuskus na Mendoze


Przepis na ten kuskus zawdzieczam Eduardo Mendozie.
Juz mowie o co chodzi; biorac pod uwage slimacze tempo w jakim Mendoza podpisuje ksiazki (moja przyjaciolka, ktora chciala zdobyc Jego autograf na ksiazkach oraz - do czego sie nie przyznala- na piersi;) ) wrosla w podloge i przez poltorej godziny zapuszczala korzenie jakies 10 metrow od Autora..). Poniewaz pozostaje zupelnie pozbawiona wrazliwosci na Mendoze (choc gdy przez poslal mi swoje latynoskie spojrzenie , przez ulamek sekundy bylam sklonna kupic ksiazke i tez zapuscic korzenie w oczekiwaniu na Obcowanie Z Autorem. Ale to byla chwila. Co innego gdyby to byl Mario Vargas Llosa..
Zatem, gdy Przyjaciolka cwiczyla poprawna wymowe "¡Gracias señor!" (jezykiem trzeba dotknac podniebienia;) ) ,a Eduardo Mendoza uczyl pisowni polskich imion, ja niespiesznie oddalilam sie na dzial ksiazek kulinarnych. Zignorowalam rozwloczona na kuchennym blacie Marte Grycan. Magda Gessler tez mnie nie rusza. Ruszylo mnie za to, ze jest jakas kucharska ksiazka autorstwa Jerzego Knappe, ktory wg. moich informacji jest fikcyjnym bohaterem z twarza Borysa Szyca. Slyszalam kiedys, ze Artur Zmijewski bywal proszony po lekarska diagnoze. To chyba ten sam kierunek..
W kazdym razie wybor ksiazek kulinarnych generalnie jest slaby, ale ze Mendoza naprawde wolno pospisuje swoje ( dziwie sie ze udalo Mu sie NAPISAC tak WIELE ksiazek. Tak szybko!;) ) chcial, nie chcial wertowalam to co bylo na polce.
No i miedzy przepisami zakonnicy Anieli, a "Jak to robic w kuchni?" (okazalo sie, ze odpowiedz - 'na stole" NIE jest wlasciwa:) ) znalazlam przepis jakiejs poludniowoafrykanskiej autorki lamane na wypasaczke owiec i celebrytke.
Ksiazka miala w sobie duzo przepisow miesnych, wiec pokusilam sie tylko o zupelnie niekulturalne sfocenie strony z przepisem na kuskus z winogronami. Oraz na grillowane haloumi, ale o tym nastepnym razem.
Po dwoch godzinach Przyjaciolka dostala upragniony autograf, ja nauczylam sie na pamiec tytulow wszystkich ksiazek w ksiegarni. No i mam przepis, ktorym sie dziele.
Zmodyfikowalam go troche, bo przepisy kulinarne bardziej uwazam, za sugestie, a nie cos czego trzeba sie kurczowo trzymac (bo w przeciwnym razie w mojej kuchni pojawi sie ich autor i wbije mi widelec w plecy;)

Uwazam, ze to swietne danie piknikowe (albo grillowkowe, ogrodowe, badz do zapakowania w pojemniczek na lunch)
Przygotowanie - ok 15minut, ilosc porcji okolo 6




SKLADNIKI:
2 szklanki wrzatku
1 1/2 szklanki kuskusu
drobno otarta skorka z polowy cytryny
drobno otarta skorka z calej, duzej pomaranczy
sok wycisniety z calej pomaranczy
szklanka praznonych migdalow
1/2 szklanki posiekanej, suszonej zurawiny
garsc posiekanych listkow miety
sol do smaku (ja uzywam soli himalajskiej, ale to nie jest niezbedne)

CO Z TYM ZROBIC?
Do miski w wrzatkiem wrzucamy kuskus, skorke z cytryny, skorke z pomaranczy i sol. Po okolo 10 minutach, gdy kasza napecznieje, rozdrabniamy ja widelcem i dodajemy sok z pomaranczy.
Dodajemy pokrojone winogrona, zurawine, miete i uprazone migdaly.
Potem siadamy z miska na kolanach i jemy palcami, tak jak sie kuskus jesc powinno;)