Własciwie to zaczęło sie od
paczki quinoa zalegającej od paru miesięcy na półce w spizarni.
Kupiłam, bo podobała mi sie nazwa(!). "Jadam quinoa" brzmi tak eko-świadomie i od razu czuc zapach lepszego świata (zakladając, że wiemy jak to sie wymawia;) ). No w kazdym razie bardziej intrygujaco niż "jadłam pęczak na obiad";)
Przypomniałam sobie o niej zupełnie nieoczekiwanie, przygladając się w siłowni mezczyznie, któremu najwyrazniej, ktoś, gdzieś, kiedyś powiedział "stary mozesz byc kim zechcesz". I ten, z niewyjaśnionych przyczyn, postanowił zostac CHMURA. Nie wiem gdzie sie konczyło ramie, a zaczynał kark. Nie wspominając juz o głowie. W ogóle obserwacje na siłowni prowadzą moje myśli na manowce.
Quinoa, czyli inaczej komosa ryżowa, zaliczana do tzw. pseudozboża (czyli rośliny wytwarzających bogate w skrobię nasiona, niebędących zbożami). Nie zawiera glutenu i okazało sie, że da sie ja zjesc bez gotowania, ale o tym uno momento. Ziarna Quinoa sa bogate w cynk, potas, magnez, żelazo, miedź, mangan, witaminy z grupy B oraz witaminę E. Cechują się obecnością wszystkich aminokwasów egzogennych, czyli takich, które nie są syntetyzowane w organizmie zwierzęcym i muszą być dostarczane w pożywieniu. Komosa ryżowa jest produktem wysokobiałkowym (czyli mamy duże szanse na "spacer farmera" z opona od Ursusa w ręce), niskokalorycznym. Mowiłam już, ze bezglutenowym? Mowiłam.
Zatem połączyłam sobie człowieka-chmurę z posiadaną quinoa i postanowiłam cos z nią zrobic. Najlepiej na surowo.
Okazało sie, że quinoa swietnie sie sprawdza w tej roli, pod warunkiem, że ją odpowiednio w tym celu przygotujemy. Kilka godzin namaczania w wodzie (najlepiej na noc), a potem pare przepłukiwan (acha, zanim zafundujemy komosie to cale SPA, nalezy ją porzadnie przepłukac pod biezącą woda, aby usunąć saponiny) i voila! Da sie jesc surową komose.
Przyszło mi do głowy, że w sumie to samo da sie zrobic z ryżem, ale nie bede sie teraz tym rozpraszac. Niewiele mi potrzeba, żebym zeszła z obranego myślowego kursu i zaczela dryfowac po grząskiej powierzchni swobodnych skojarzen.
Przepis na wielce kosmopolityczne kinła (doszly mnie sluchy, że w London Szity lokalsi sie zajadaja, az im sie kokardy trzesa). Musze przyznac, że jest bardzo dobre jako przystawka, oraz celem wprawienia gosci w zdumienie, a potem pisk zachwytu. W koncu chodzi o to, żeby sie przestali z nas bezczelnie naigrywac, ze jemy trawe z mleczem!
1 kubek quinoa (namoczonej i kielkujacej***, badz ugotowanej)
1/4 kubka soku z limonki
1/4 kubka mirin, czyli japonskiego wina ryzowego. Jesli nie ma pod reka, a mam przeczucie ze NIE, to polecam dressing ryzowy, ktorego składnikiem jest wino)
2-3 łyzki oleju z macadamii, badz innego orzechowego, ewentualnie z oliwy. Ja wybralam orzechowy.
1 1/2 łyzeczki soli morskiej
1 1/2 podzielonego na czastki, czerwonego grejpfruta
3 "patyczki" selera, cienko pokrojonego
duza garść lisci miety
mala garść bazylii, porwanej na kawalki
1 mała cebula
1 duża garśc pokrojonych nerkowców
swiezo zmielony, czarny pieprz.
Jak widac, w przepisie wystepuje dużo garsci. Mozna używać własnych, badz posiłkowac się garsciami dzieci, sasiadow, kochankow, żon etc. Kogo tam macie na stanie)
W misce, mieszamy quinoa z sokiem z limonki, japonskim winem, olejem i sola. Odstawiamy na godzine, żeby smaki sie ze sobą "przegryzly". Potem dodajemy resztę składnikow i mieszamy.
Jesli nie zamierzacie serwować tego od razu, polecam nie dodawac orzechow. Dośc szybko zaczynają wchłaniac płyny i robia sie lekko gumiaste. Najlepiej dodać je tuz przed podaniem.
Tak przygotowana quinoa jest swietna rownież nastepnego dnia.
Mozna ja przeciez zabrać na silownię... ;)
P.S. Ide sie rzezbic. Co prawda "lato mineło, cycki sie schowają" (widzieliscie te przygnebioną zabę na Fejsie?), ale ja postanowiłam zmienic bojler w kaloryfer (rychło w czas!). Czyli robie brzuchy.. Czyli RZEZBE. Mitoraj brzuszny.
Bojler pojawia sie w wyniku nadmiaru bezy i niedomiaru bywania w silowni.
Ostatnio taka ze mnie weganka, jak z koziej dupy trąba. Zginę przez te bezę (pozdrawiam "Smaki Warszawy"). Ale z drugiej strony, przynajmniej nie zaliczam sie do grona ortodoksyjnych wegan, gotowych zlinczowac każdego, kto ma na talerzu produkt odzwierzęcy.
Pare tygodniu temu przytrafiła mi sie taka historia; "nie mozemy promowac Twojego blogu na naszej stronie, gdyż w jednym z Twoich przepisow znalezlismy SER".
I juz kurna pod sciane! Ostrzelamy Cie pestkami z dyni! Prywatnie mam zupelnie niepoprawnie politycznie okreslenie na taki weganski zamordyzm, ale tu nie jestem zupelnie prywatnie, wiec sie zamknę. Chyba, ze zjecie ze mna kolację, to mi sie język rozwiaże;)
Kupiłam, bo podobała mi sie nazwa(!). "Jadam quinoa" brzmi tak eko-świadomie i od razu czuc zapach lepszego świata (zakladając, że wiemy jak to sie wymawia;) ). No w kazdym razie bardziej intrygujaco niż "jadłam pęczak na obiad";)
Przypomniałam sobie o niej zupełnie nieoczekiwanie, przygladając się w siłowni mezczyznie, któremu najwyrazniej, ktoś, gdzieś, kiedyś powiedział "stary mozesz byc kim zechcesz". I ten, z niewyjaśnionych przyczyn, postanowił zostac CHMURA. Nie wiem gdzie sie konczyło ramie, a zaczynał kark. Nie wspominając juz o głowie. W ogóle obserwacje na siłowni prowadzą moje myśli na manowce.
Wracając do naszych baranow, czyli kinła.
Ta
prostą(?) metoda skojarzen dotarłam do mojego samotnego kinła. Kinła =
duzo bialka. Dużo białka = miesnie maja pożywke = człowiek chmura. Badz
człowiek-huba. Nie żebym chciala byc huba, ale nie ma sie co czarowac,
miesnie SA niezbedne i wyglądają ładniej, niz chociażby trzepoczace na
ramieniu ucho słoniowe. To nie jest żadne odkrycie.Quinoa, czyli inaczej komosa ryżowa, zaliczana do tzw. pseudozboża (czyli rośliny wytwarzających bogate w skrobię nasiona, niebędących zbożami). Nie zawiera glutenu i okazało sie, że da sie ja zjesc bez gotowania, ale o tym uno momento. Ziarna Quinoa sa bogate w cynk, potas, magnez, żelazo, miedź, mangan, witaminy z grupy B oraz witaminę E. Cechują się obecnością wszystkich aminokwasów egzogennych, czyli takich, które nie są syntetyzowane w organizmie zwierzęcym i muszą być dostarczane w pożywieniu. Komosa ryżowa jest produktem wysokobiałkowym (czyli mamy duże szanse na "spacer farmera" z opona od Ursusa w ręce), niskokalorycznym. Mowiłam już, ze bezglutenowym? Mowiłam.
Zatem połączyłam sobie człowieka-chmurę z posiadaną quinoa i postanowiłam cos z nią zrobic. Najlepiej na surowo.
Okazało sie, że quinoa swietnie sie sprawdza w tej roli, pod warunkiem, że ją odpowiednio w tym celu przygotujemy. Kilka godzin namaczania w wodzie (najlepiej na noc), a potem pare przepłukiwan (acha, zanim zafundujemy komosie to cale SPA, nalezy ją porzadnie przepłukac pod biezącą woda, aby usunąć saponiny) i voila! Da sie jesc surową komose.
Przyszło mi do głowy, że w sumie to samo da sie zrobic z ryżem, ale nie bede sie teraz tym rozpraszac. Niewiele mi potrzeba, żebym zeszła z obranego myślowego kursu i zaczela dryfowac po grząskiej powierzchni swobodnych skojarzen.
Przepis na wielce kosmopolityczne kinła (doszly mnie sluchy, że w London Szity lokalsi sie zajadaja, az im sie kokardy trzesa). Musze przyznac, że jest bardzo dobre jako przystawka, oraz celem wprawienia gosci w zdumienie, a potem pisk zachwytu. W koncu chodzi o to, żeby sie przestali z nas bezczelnie naigrywac, ze jemy trawe z mleczem!
1 kubek quinoa (namoczonej i kielkujacej***, badz ugotowanej)
1/4 kubka soku z limonki
1/4 kubka mirin, czyli japonskiego wina ryzowego. Jesli nie ma pod reka, a mam przeczucie ze NIE, to polecam dressing ryzowy, ktorego składnikiem jest wino)
2-3 łyzki oleju z macadamii, badz innego orzechowego, ewentualnie z oliwy. Ja wybralam orzechowy.
1 1/2 łyzeczki soli morskiej
1 1/2 podzielonego na czastki, czerwonego grejpfruta
3 "patyczki" selera, cienko pokrojonego
duza garść lisci miety
mala garść bazylii, porwanej na kawalki
1 mała cebula
1 duża garśc pokrojonych nerkowców
swiezo zmielony, czarny pieprz.
Jak widac, w przepisie wystepuje dużo garsci. Mozna używać własnych, badz posiłkowac się garsciami dzieci, sasiadow, kochankow, żon etc. Kogo tam macie na stanie)
W misce, mieszamy quinoa z sokiem z limonki, japonskim winem, olejem i sola. Odstawiamy na godzine, żeby smaki sie ze sobą "przegryzly". Potem dodajemy resztę składnikow i mieszamy.
Jesli nie zamierzacie serwować tego od razu, polecam nie dodawac orzechow. Dośc szybko zaczynają wchłaniac płyny i robia sie lekko gumiaste. Najlepiej dodać je tuz przed podaniem.
Tak przygotowana quinoa jest swietna rownież nastepnego dnia.
Mozna ja przeciez zabrać na silownię... ;)
P.S. Ide sie rzezbic. Co prawda "lato mineło, cycki sie schowają" (widzieliscie te przygnebioną zabę na Fejsie?), ale ja postanowiłam zmienic bojler w kaloryfer (rychło w czas!). Czyli robie brzuchy.. Czyli RZEZBE. Mitoraj brzuszny.
Bojler pojawia sie w wyniku nadmiaru bezy i niedomiaru bywania w silowni.
Ostatnio taka ze mnie weganka, jak z koziej dupy trąba. Zginę przez te bezę (pozdrawiam "Smaki Warszawy"). Ale z drugiej strony, przynajmniej nie zaliczam sie do grona ortodoksyjnych wegan, gotowych zlinczowac każdego, kto ma na talerzu produkt odzwierzęcy.
Pare tygodniu temu przytrafiła mi sie taka historia; "nie mozemy promowac Twojego blogu na naszej stronie, gdyż w jednym z Twoich przepisow znalezlismy SER".
I juz kurna pod sciane! Ostrzelamy Cie pestkami z dyni! Prywatnie mam zupelnie niepoprawnie politycznie okreslenie na taki weganski zamordyzm, ale tu nie jestem zupelnie prywatnie, wiec sie zamknę. Chyba, ze zjecie ze mna kolację, to mi sie język rozwiaże;)